Na stole sztućce w charakterze białej broni i kroniki życia
pomarszczone jak daktyle. Oczy cziornyje i rtęć, gift od ankietera,
który zaszedł z kontrolną wizytą. Policzeni w czasach dżumy
figurują w spisie powszechnym jako errata. Napiętnowanych
wcześniej dierezą wymazano gumką myszką. Świat był opisany,
gniótł się, plamił go tłuszcz księżyca, o świcie drapała złota stalówka,
niby dla pobudki, choć podejrzewano, że atramentem sympatycznym
w gładkim zeszycie. O czym świadczyły przypisy do proroczych
snów, milczały niewywołane błony, chcąc opóźnić narodziny entropii.
Kiedy ktoś się budził, szepcząc coś o pożodze, zawsze znajdował się
inny, który mówił: „psst!” i brzmiało to, jakby odpalił gaśnicę.

